zrobił go ktoś inny; pan Biname, choć sprawny w różnych efektownych chwytach, to widać jak opowieść go przerosła, widać jak bardzo bał się, aby nie zrobić filmu nudnego; aż wyszło banalne aktorstwo (Dolan przyjemny, czasem błyskotliwy nawet, za to pan Greenwood mógłby zagrać drzewo), banalne ujęcia, zbanalizowane postacie (panna Peterson), aż w końcu wysilony rytm filmu; choć film trwa prawie dwie godziny, to nie sposób zaprzyjaźnić się z postaciami, poczuć ich. Widoczny jest wysiłek nawiązania do ambitnych wzorców innych filmów, również jak ten, choć nie tylko, opartych o sztuki sceniczne, lecz żeby zrobić z tego rzeczywiście dobry film, trzeba by kogoś miary Polańskiego. To powinien być film długi i nudny, a nie efekciarski, taki który można trawić całą noc, a nie połknąć na kolację.