Film na początku nie zapowiada żadnych zaskoczeń. Oto zblazowany anglik wraca w rodzinne strony, spotyka lokalnego klauna, co powoduje wiele autentycznie zabawnych historii. Jednak coś co zapowiada się jak komedia, okazuje się jednym z najbardziej wstrząsających filmów jakie widziałem w ostatnim czasie.
Lokalna społeczność okazuje się do szpiku kości zepsuta. Żyjąca według skostniałych plemiennych reguł nie akceptuje inności. Teoretycznie chrześcijańska nie ma w sobie miłości bliźniego, a jedynie miłość siebie samego. Gdy Chrystus mówi "kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień", oni bez litości mordują słabą kobietę. Gdy Chrystus mówi "dlaczego troszczycie się o coś co nie jest chlebem" oni jak sępy żerują na śmierć katoliczki, żeby ją obrabować, a następnie zostawić jej niepochowane ciało na pastwo robali.
W tym jądrze ciemności żyją Basil i Zorba. Pierwszy bierny, wycofany, bezsilny wobec rzeczywistości. Drugi wulkan energii. pełen wigoru, pełen nieodpartej chęci życia. Dwaj zupełnie różni, ale tacy podobni. Stłamszeni przez los, otwierają oczy na realny świat i nagle nie mogą się w nim odnaleźć. Wyzuci ze starych ram nie mogą odnaleźć się w społeczeństwie.
O ile jednak to wykluczenie, wprowadza Basila w stan permanentnego intelektualnego weltschmerzu, to Zorba idzie w zupełnie przeciwnym kierunku. Odrzucając rozum, wybiera drogę szaleństwa. Szaleństwa, które o dziwo nie prowadzi do zguby.
Do marazmu i zguby prowadzi filozoficzne podejście anglika. Szaleństwo Zorby prowadzi do życia. Może nie do dobrego, może nie szczęśliwego, ale na pewno do znośnego. Można powiedzieć, że szaleństwo to z powrotem zamyka mu oczy na potworność świata. Ale już w inny sposób. To już nie przerażająca, demoniczna nieświadomość i bezrefleksyjność tłumu. To pełna świadomość świata utopiona w ekstatycznej radości życia. Dionizyjski szał pozwalający jakoś znieść życie w jądrze ciemności.
Wow, wnikliwa analiza. I dużo w niej myśli, które mnie też nachodziły w trakcie oglądania. Wiele osób krytykuje wątek wdowy - mnie się podobał - przede wszystkim odniesienia do Marii Magdaleny. Okrutnie zareagowała tamtejsza społeczność, można powiedzieć, że bardzo pierwotnie; według zasady: "oko za oko, ząb za ząb". Chociaż przecież śmierć młodego kreteńczyka nie była bezpośrednio spowodowana przez wdowę - właściwie w ogóle nie można mówić o jej winie.
Film epatuje pierwotnością. I to w bardzo ciekawy dla mnie sposób - zabili wdowę, ale juz w następnej scenie wspólnie budują wyciąg, ramię ramię z Zorbą i Basilem. Nie ma obrażania się, życie toczy się dalej. Wyspiarze wymierzyli sprawiedliwośc wedle swoich praw i Basil musiał się do tego po prostu dostosować. I trochę im tej prostoty zazdroszczę - oczywiście uważam, że wdowę zabili niesprawiedliwie, ale jednak jako społeczność funkcjonują naprawdę nieźle. Nie ma intryg - jest kawa na ławę.
No i jeszcze Zorba i jego optymizm - owszem, nie ze wszystkim się zgadzam. W szczególności nie zgadzam się z jego sposobem postrzegania seksualności (jeśli można to tak nazwać) . Tj. np. z teoriami, że wystarczy położyć rękę na kobiecej piersi i już cała jest Twoja i wdzięczna (to jakoś subtelniej było ujęte, ale ci co oglądali wiedzą o co chodzi).
Ale na przykład tekst: szefie widziałeś kiedyś pięknięjszą tragedię (oczywiście też przekręcam, ale chodzi o zawalenie się wyciągu i o to, że było to naprawdę spektakularne) bardzo do mnie przemówił. Tego Zorbie zazdroszczę - bo to fajnie i może łatwo wygląda w filmie - śmiać się z tego co nam nie wyszło, co nam się zawaliło, szczególnie jeśli włożyliśmy w to dużo pracy. A może nawet niekoniecznie smiać się, ale chociaż mieć do tego dystans, jakieś figlarne przymrużenie oka. Tyle by często wystarczyło.
Tak jak Grek Zorba ...można się śmiać z katastrofy i z tych co uciekali w popłochu.. , nie przejmować się problemami , szaleć , cieszyć się życiem mimo otaczającego zła , nie walczyć ze złem ,..bo szkoda życia..ale efekt dla myślącego Europejczyka jest łatwy do przewidzenia.....UPADEK., z którego ciężko się już podnieść ...no chyba ,że pieniądze znowu wyłożą inni ..., solidarni...Dobre, każdy by tak chciał, he, he... Anthony Quinn zagrał na 8 , scena kamieniowania na 9+ , scena tańca na 10 , scenariusz słaby...
Pozdrawiam
"Film epatuje pierwotnością. I to w bardzo ciekawy dla mnie sposób - zabili wdowę, ale juz w następnej scenie wspólnie budują wyciąg, ramię ramię z Zorbą i Basilem. Nie ma obrażania się, życie toczy się dalej. Wyspiarze wymierzyli sprawiedliwośc wedle swoich praw i Basil musiał się do tego po prostu dostosować. I trochę im tej prostoty zazdroszczę - oczywiście uważam, że wdowę zabili niesprawiedliwie, ale jednak jako społeczność funkcjonują naprawdę nieźle. Nie ma intryg - jest kawa na ławę."
Prymitywne chłopy, czekali tylko na pretekst, by zabić i okraść - wedle swoich praw - kogoś, kto nie był równie prymitywny jak oni. Zabili, bo nie mogli znieść Jej wolności. I czego tu zazdrościć?
"Lokalna społeczność okazuje się do szpiku kości zepsuta. Żyjąca według skostniałych plemiennych reguł nie akceptuje inności. Teoretycznie chrześcijańska nie ma w sobie miłości bliźniego, a jedynie miłość siebie samego. Gdy Chrystus mówi "kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień", oni bez litości mordują słabą kobietę. Gdy Chrystus mówi "dlaczego troszczycie się o coś co nie jest chlebem" oni jak sępy żerują na śmierć katoliczki, żeby ją obrabować, a następnie zostawić jej niepochowane ciało na pastwo robali"
Zauważ, że zabrali cudzoziemce wszystko oprócz papugi - to też o czym świadczy. Papugę przygarną oczywiście Zorba (z duszą artysty: malował, grał, tańczył, śpiewał, cenił wolność, Był w stanie jako jedyny pochylić się nad papugą). A to że nie pochowali - dobrze skwitował Zorba, "jej już wszystko jedno" - czy zależałoby jej na pochówku takiej dziczy która tylko chciała ją obrabować po śmierci. Scena ta przypomina walkę o szaty po śmierci Chrystusa na krzyżu. (Jak już nawiązujemy do Biblii)