Od najbliższego piątku w kinach będzie można oglądać kolejną odsłonę cyklu "Pogromcy duchów" – "Imperium lodu". Czy nowy odcinek z Paulem Ruddem, Finnem Wolfhardem i Billem Murrayem powracającym w ukochanej roli widzów spełnia oczekiwania miłośników serii? W recenzji Michała Piepiórki padają mocne słowa. Sprawdźcie sami. Jej fragment znajdziecie poniżej, a całą można już przeczytać na karcie filmu "Pogromcy Duchów: Imperium lodu". ***
recenzja filmu "Pogromcy duchów: Imperium lodu", reż. Gil Kenan
Duchologika Michał Piepiórka
If there's something strange in your neighborhood, who you gonna call? Bill Murray! – tak powinna brzmieć nowa wersja słynnej piosenki z serii "Pogromcy duchów". Okazuje się bowiem, że w kilkuminutowym występie aktora znanego z filmów wyreżyserowanych przez
Ivana Reitmana jest znacznie więcej humoru, wdzięku, lekkości i swady, niż w całym dwugodzinnym "
Imperium lodu". Ewidentnie coś dziwacznego zagnieździło się w naszym sąsiedztwie.
Pierwszy film z
Paulem Ruddem, próbujący odcinać kupony od sławnej serii, niemal w całości opierał się na nostalgii za – ekhem, ekhem – duchami przeszłości. To była propozycja dla gadżetomaniaków i tych wszystkich, którzy za dzieciaka smarkali ektoplazmą. Fetyszyzowano klasyczny samochód z filmów z lat 80. Przywołano sławne stroje. Nawet pułapka na duchy miała wycisnąć łzę wzruszenia. Wywołanie w finale – całkiem dosłownie – ducha
Harolda Ramisa, odtwórcy jednego z oryginalnych pogromców, dowiodło, że twórcom zależy na kontynuacji dzieła, ale także, że mają dla całości sporo serducha. W odróżnieniu od kobiecej wersji
Paula Feiga. W końcu za zmartwychwstanie serii wziął się tym razem nie kto inny jak syn reżysera pierwszych filmów.
Serca twórcom "Imperium lodu" nie odbieram, ale polot, humor, lekkość, a przede wszystkim logikę i warsztat – już tak. Niestety, bo wydawało się, że faktycznie możemy doczekać się nowego otwarcia w tej jakże atrakcyjnej i lubianej serii. Tymczasem
Jason Reitman z
Gilem Kenanem, który tym razem wziął się za reżyserowanie, ugrzęźli między próbą ruszenia całości w jakąś nową stronę a duchologiczną nostalgią. Próbowali dać coś zarówno młodej widowni, wychowanej na "
Stranger Things", zasiadającej przed ekranami głównie dla
Finna Wolfharda, jak i dla tej, którą do kin można przyciągnąć
Murrayem i
Danem Aykroydem. A, jak wiadomo, kiedy chce się pogodzić wszystkich, nikt nie jest w pełni usatysfakcjonowany.
Całą recenzję filmu "Pogromcy duchów: Imperium lodu" znajdziecie już na jego karcie POD LINKIEM TUTAJ. "Pogromcy duchów: Imperium lodu" – fabuła
W nowym rozdziale powracamy do miejsca, w którym wszystko się zaczęło – kultowej nowojorskiej remizy strażackiej. Odkrycie starożytnego artefaktu uwalnia złą moc. Nowi oraz kultowi Pogromcy Duchów łączą siły, aby uratować świat przed zamarznięciem.
"Pogromcy duchów: Imperium lodu" – zwiastun